Już po raz drugi uczniowie i rodzice naszej szkoły z wielkim zaangażowaniem włączyli się do akcji pomocy dzieciom ze szkoły w Malindi w Kenii.
Po raz pierwszy w 2021 roku – kiedy to w akcji „Waka, waka – zrób to” zbieralismy: przybory szkolne, ubranka i zabawki stymulujące dla niemowląt oraz opatrunki. Zebraliśmy wówczas ponad 70 kg rzeczy, które zostały wysłane drogą lotniczą do Malindi, co zostało udokumentowane na licznych fotografiach.
W maju tego roku, na zaproszenie Polki – Anny Krzewniak, stacjonującej i kooordynującej akcje pomocy w Kenii udałam się osobiście w odwiedziny do dzieci i szkoły w Malindi. W związku z ograniczeniem bagażu głównego poprosiłam Państwa o ołówki, skarpetki oraz ewentualne wpłaty pieniężne w celu zakupienia poczęstunku dla uczniów. Łącznie zebraliśmy ponad 700 ołówków, dokładnie 225 par dziecięcyh skarpetek oraz 500 złotych w gotówce. Oprócz powyższego przywiozłam do szkoły pomoce dydatyczne oraz sprzęt sportowy: piłki, paletki, skakanki, gumy do skakania. Z części zebranych pieniędzy ufundowałyśmy dzieciom świąteczną potrawę – pilau oraz arbuzy na deser.
Chciałabym Państwu po raz kolejny podziękować za tak wielki odzew w zbiórce którą przeprowadziłam. Każdej osobie, która w jakikolwiek sposób wsparła tą akcję polecam przeczytanie jak dokłanie wyglądała moja wizyta w szkole w Kenii.
Z pamiętnika podróżnika:
Spotkanie z uczniami szkoły w Malidni wcale nie było pewne. Okazało się, że w Kenii jest akurat przerwa śródsemestralna.
Postanowiłyśmy jednak zaprosić dzieci na specjalne spotkanie. Dyrektorka Lily ponformowała rodziców dzieci, że tego dnia będzie w szkole pilau. Co to pilau? O tym za chwilę.
Miałyśmy się stawić w szkole o godzinie 9.00. Warto jednak wiedzieć, że punktualność nie jest w Afryce mocną stroną, więc chwilkę się spóźniłyśmy. Czuję się usprawiedliwona, ponieważ od rana przygotowywałyśmy produkty do tajemniczego pilau.
Po przekroczeniu bramy szkoły, dzieci natychmiast skupiły się w grupę i powitały nas tańcem oraz śpiewem . Po przywitaniu się, Lily zorganizowała zabawy i śpiewy w kole. Byłam pod wrażeniem, jak bardzo chętnie dzieci brały udział w tych zajęciach. Były szczerze szczęśliwe i uśmiechnięte. Wraz z nauczycielem Peterem zaczęłam grać z dziećmi w proste „rzucanie i łapanie piłki”. Następnie podarowałyśmy uczniom (szkole): skakanki, gumy do skakania, piłki, rzepy i paletki do grania. W tym czasie dzieci bardzo chętnie pozowały do zdjęć, wszystko wygladało jak nasza przerwa w szkole. Wrezcie przyszedł czas na najważniejsze – PILAU. Pilau to tradycjna, świąteczna, kenijska potrawa. Jest wyjątkowa, ponieważ w jej skład wchodzi mięso, a to drogi produkt. Dlatego pilau je się w Kenii 2 może 3 razy w roku. Obliczyłam, że całe danie kosztowało około 250-300 złotych. Musiałyśmy kupić: 15 kilogramów ryżu, ziemniaki, pomidory, cebulę, paprykę, mięso, przyprawy, duuużo czosnku i węgiel drzewny. Taka ilość jedzenia spokojnie starczyłaby dla nawet setki dzieci. Łatwo więc wyliczyć ile kosztuje jej porcja, ale ciężko uwierzyć, że jest to wielka kwota dla tamtejszych rodzin. Na deser dzieci dostały kawałki arbuza. To również rarytas, jeden z droższych owoców, ponieważ żeby wyrósł potrzeba wiele drogocennej wody. Dzieci były naprawdę szczęśliwe. Rozumiecie. Z jedzenia.
Po posiłku przyszedł czas na kolejne atrakcje – prezenty. Nie. Nie, elektryczne hulajnogi i nowe smartphony. Tylko skarpetki…. Dzieci podczas roku szkolnego chodzą do szkoły w mundurkach i pełnych bucikach. Niewiele z nich ma skarpetki. Są one w Kenii bardzo drogie, kosztują kilka dolarów. Za takie pieniądze można kupić jedzenie na kilka dni dla całej rodziny… Oprócz skarpetek wymyśliłiśmy „Magic bag” – zwykłą siatkę z drobnymi zabawkami – samochodzikami, figurkami, samolotami itp. Każde dziecko podchodziło, Lily zasłaniała mu oczy, a ono losowało upominek. Nauczyciele otrzymali: teczki, notesy, długopisy, zakreślacze. Radości nie było końca. Ostatnim punktem była sesja fotograficzna na pamiątkę tego miłego dnia.
Dzieci jeszcze posprzątały, pozamiatały salę po jedzeniu, odniosły stoliki i ławeczki na swoje miejsce i zaczęły rozchodzić się do domów.
Już po naszym wyjeździe, na rozpoczęcie nowego semestru – każdy uczeń otrzymał nowy ołówek. Za resztę pieniędzy Ania zakupi tamtejszą owsiankę, mleko i cukier na śniadania dla maluchów. Nie mają takich rzeczy w domu – tam kupuje się najtańszą mąkę, miesza z wodą i zapycha nią żołądki. Dzieci nie są już głodne, ale nie mają też sił. Są senne, często chorują, mają anemię. Ta owsianka, to często dla nich jedyny pełnowartościowy posiłek w ciagu dnia. Potrzeby nadal są ogromne. Nie chodzi tylko o jedzenie. Dzięki sponsorom oraz wpłatom na zrzutki, Ania sfinansowała ostatnio kupno misek i kubeczków, tak aby dzieci miały w czym jeść, farb do pomalowania ścian i tablic do pisania, cerat do obicia ławek, tak, żeby dzieciom nie wbijały się drzazgi w dłonie. Ponadto właśnie za zebrane pieniądze pomaga chorym dzieciom – opłacając wizyty u lekarza oraz leki.
Dzięki tej wizycie udało nam się również zmienić warunki życia jednej z tamtejszych rodzin oraz znaleźć sponsorów, którzy zaczęli pokrywać koszty pobytu w szkole dla dwójki dzieci. Dopełnieniem akcji była sprzedaż pamiątek przywiezionych z Malindi podczas szkolnego festynu. Spotkało się to z wielkim zainteresowaniem. Razem zebraliśmy ponad 2500 złotych, co zostało przekazane na potrzeby szkoły New Zone Academy. Losy społeczności można śledzić na stronie na FB – Pomagamy szkole – dzieciom w Kenii. J.Oller-Izdebska